Jako mała dziewczynka przeprowadziłam się wraz z rodzicami do innej miejscowości, miałam wówczas zaledwie 7 lat. Kiedy trafiłam do nowej klasy nauczycielka posadziła mnie w ławce obok Basi. Wszystkie dzieci stroniły od tej dziewczynki, była od nas rok starsza, zamknięta w sobie, z trudem się wypowiadała. Ja posadzona przy niej nie czułam się źle. Pomagałam Basi, byłam dla niej jedyną osobą z którą rozmawiała i która jej nie wyśmiewała i nie poniżała. Okazało się że Basia mieszka jeszcze dalej od szkoły niż ja i czasami wracałyśmy razem. Koleżanki i koledzy z klasy dziwili się dlaczego nie postępuję tak jak oni i jej nie odrzucam. To był chyba w moim życiu pierwszy znaczący czynnik który sprawił iż poczułam że pomaganie innym daje wielką radość, a zapłatą za drobne gesty jest uśmiech.
Do mojej miejscowości zaczęły się przyprowadzać nowe osoby, powstawały nowe domy i pojawiły się osoby z innych środowisk. Kiedy byłam nastolatką przyprowadził się Krzysiek, początkowo nie wiedzieliśmy iż ma rodzeństwo, każdy z nas sądził iż jest jedynakiem. Któregoś ciepłego dnia na tarasie jego domu zobaczyliśmy dziewczynkę na wózku inwalidzkim. Kiedy podeszłam do niej zaczęłam do niej mówić i widziałam jej reakcję - uśmiech, machała rękami. Bardzo lubiłam podchodzić do niej i starałam się sprowokować jej reakcję. To były niesamowite chwile.
Pewnego dnia do domu moich rodziców sprowadziliśmy babcię, wymagała stałej opieki, nie mogła mieszkać samodzielnie. Rozmowy z babcią, spacery dawały mi radość.
Zdarza mi się bardzo często że zaczepiają mnie różni ludzie i zaczynają do mnie mówić, czy to podczas spaceru, czy w sklepie bądź na autobusowym przystanku. Bardzo lubię słuchać ich opowieści. Widzę w ich oczach smutek, pewnie nie mają z kim porozmawiać, a ja ich chętnie słucham. Mam czas dla każdego nawet obcego człowieka który chce mi o czymś powiedzieć.
Pracowałam jako wolontariusz z osobami niepełnosprawnymi i upośledzonymi. Chciałam przekonać się czy taka praca będzie mi odpowiadała, czy dam radę. Okazało się że z podopiecznymi szybko znalazłam kontakt. Polubili mnie i teraz kiedy ich odwiedzam witają mnie radośnie, pamiętają moje imię. To bardzo miłe. To praca moich marzeń.
Nauczyłam upośledzonego umysłowo Krzysia budować wieżę z klocków. Początkowo podawałam mu jeden klocek, potem pokazywałam że można go połączyć z kolejnym klockiem, Krzyś stał na środku sali. Codziennie ćwiczyłam z nim. Po pewnym czasie Krzyś już wiedział że jak wykładam na stolik klocki to będziemy budować więżę. Siadał wówczas na krześle układał klocki jeden na drugim a jak się udało biliśmy brawo :) Potem już Krzyś potrafił zbudować wieżę używając wszystkich klocków jakie mieliśmy. To sprawiło iż uświadczyłam się w przekonaniu że jak się czegoś bardzo chce to staje się to możliwe. Często osiągnięcie celu wymaga długiej mozolnej pracy.
Kolejna praca z niepełnosprawnymi, osobami psychicznie chorymi, osobami dotkniętymi depresją a także ciężko chorymi i umierającymi dała mi nowe doświadczenia. Utwierdziłam się w przekonaniu że chcę pracować z ludźmi którymi mogę się opiekować i pomagać im w przezwyciężaniu trudności.
Niesamowite doświadczenie dała mi praca z niewidomymi. Dwie zupełnie odmiennie reagujące na swą niepełnosprawność kobiety. Jedna pogodziła się w pewnym sensie z tym iż nie widzi i potrafi się samodzielnie poruszać i druga, która uważa że jak nie widzi to może tylko siedzieć na wózku, a chodzić potrafi. Doprowadziłam do spotkania tych kobiet. Rozmowa bardzo dużo im dała. Brałam za ręce kobietę która siedziała na wózku i kiedy mnie trzymała czuła się pewniej, szła. Pokonywała bariery. Uważam że pedagog specjalny musi znaleźć drogę by zdobyć zaufanie podopiecznego i pokierować nim tak by osiągał kolejne cele. Wiele można osiągnąć.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz